wtorek, 16 stycznia 2018

Walczyłyśmy o życie, czyli dlaczego nie świętowałyśmy pierwszych urodzin?

Witajcie,

27 grudnia Aqua świętowała swoje drugie urodziny. Była kolorowa czapeczka, nawet psi tort! Niestety nie dane nam było tak radośnie świętować pierwszych urodzin mamuta, ponieważ rok wcześniej Aqua walczyła o życie. Jak to się stało? Czytajcie dalej...

Pamiętam bardzo dokładnie jak o 4:30 dostałam od mamy sms'a, że Aqua wymiotuje i bardzo kiepsko wygląda. Byłam wtedy w pracy, na nocnym dyżurze. Pomyślałam sobie, że to zwykłe zatrucie pokarmowe i pewnie znowu coś zjadła. Jako szczeniak miała bardzo wrażliwy żołądek, a co za tym idzie, częste tendencje do biegunek i wymiotów. Po 9, kiedy dotarłam do domu sytuacja stale się pogarszała. Długo się nie zastanawiając wsadziłam mamuta do auta i pognałam do Balvetu. Sunia była również świeżo po sterylizacji. Myślałam, ze może jest uczulona na jakiś lek, choć rana goiła się idealnie. Po krótkim śledztwie okazało się, że Aqua dzień wcześniej, około 22:00 ściągnęła sobie z kuchennego blatu jednodniowy, surowy filet z kurczaka. Pani Ania podała jej zastrzyki, które miały unormować stan psiny. W drodze powrotnej myślałam, że sytuacja jest opanowana. Jednak na (dosłownie) ostatniej prostej Aqua ponownie zwymiotowała. Wydzielina przyjmowała kolor coraz ciemniejszej zieleni, wskazując na postępujące zatrucie. Kolejne wizyty, następne zastrzyki. Nic nie pomagało. Aqua nie podnosiła się, przestała reagować na imię, nic nie poprawiało jej stanu, wymiotowała tam gdzie leżała. Decyzja: zostawiamy ją w lecznicy! Okazało się, że organizm zaatakowała Salmonella, a w połączeniu z osłabionym po sterylce organizmem szalała w ciałku mamutka siejąc istne spustoszenie.
Cały ten czas martwiłam się o nią, ale miałam w sobie jakiś wewnętrzny spokój. Przecież to młody, silny pies. Zwykłe zatrucie nie może mi jej odebrać, w momencie kiedy całe, wspólne życie dopiero przed nami. Szukałam pomocy również u Magdy (tak, tak wspaniałego hodowcy możecie mi zazdrościć!). Każda porada była dla mnie na wagę złota. Każdy sms dawał nadzieję, że może nareszcie nastąpiła poprawa. Jednak nic się nie zmieniało. Pamiętam zdjęcie Aquy, które dostałam od Pani Ani. Załamana, bezsilna, umęczona psina z wenflonami i podłączoną kroplówką. Zapadła decyzja, że przywieziemy Aquę do domu, bo nie może być w kojcu, bez nas. Najwyżej będę ją codziennie dowoziła do lecznicy. Gołuchów to przecież nie koniec świata! Kiedy wszystkie dostępne leki nie przynosiły rezultatu ekipa Balvet'u zdecydowała o ściągnięciu leków zza granicy. Tak! To był strzał w dziesiątkę. Aqua zaczęła do nas wracać! Wymioty ustawały, a humor powracał na mamuci pychol! Każdego dnia sunia wyglądała coraz lepiej, ale pozostał jadłowstręt. Aqua miała jeść ryż z kurczakiem, ale okazało się, że nie są to jej ulubione smaki. Wtedy pojawił się na horyzoncie Gucio, a widmo zjedzenia jej dania przez pudla okazało się na tyle nie do zniesienia, że Aqua zjadała wszystko ze smakiem, po czym wylizywała miski.

 


Wrażliwy żołądek pozostał nam do dziś, ale teraz staramy się o niego dbać najlepiej jak możemy. Tylko Aqua czasami zapomina co przeszła i ściąga okazjonalnie z lady swój ulubiony przysmak, czyli masło. Na szczęście nie kończy się ta samowolka żadnymi ekscesami! Natomiast, jak widzicie po zdjęciach, zamiłowanie do jedzenia pozostało jej do dziś! ;-)

1 komentarz:

  1. Nie wiem czy tylko to kwestia mojego ekrany ale przycina lewy margines i trzeba się domyslać co jest napisane na początku lewej strony...
    Tak czy siak najwazniejsze, że zdrowie wróciło. A o zakażenie bądź złapanie jakiegoś choróbska zwłaszcza po operacji bardzo łatwo. U nas podobnie było z kotem, choć nie salmonella to jednak również walka.

    OdpowiedzUsuń